Lubicie usiąść w jesienny wieczór przy kubku gorącej czekolady nad książką, która wciąga tak, że nawet nie zauważacie kiedy za oknem zapada noc? Właśnie tak miałam z kryminałem norweskiego pisarza Jo Nesbø – podobno niezwykle popularnego w kraju i za granicą oraz wyróżnionego wieloma nagrodami.
Powieść „Czerwone gardło” to kryminał z krwi i kości. Jest tu chyba wszystko, czego po tym gatunku można oczekiwać, co nie znaczy, że jest on sztampowy i przewidywalny. Główny bohater – norweski policjant Harry Hole – to facet z problemami, któremu nie wszystko w życiu układa się pomyślnie. Jest za to świetnym funkcjonariuszem, który rusza tropem pewnej broni, przemyconej do Norwegii, która może – jak domyśla się pan komisarz – stać się narzędziem zamachu. Cała afera, choć dzieje się na przełomie XX i XXI wieku, ma swoje korzenie w latach II wojny światowej, kiedy najwyższe norweskie kręgi władzy uciekły do Anglii przed hitlerowcami, natomiast spora część społeczeństwa, na czele z Vidkunem Quislingiem, postanowiła kolaborować z Niemcami i walczyć wspólnie przeciwko bolszewickiej Rosji. Choć w swoim mniemaniu bronili ojczyzny, to po wojnie zostali uznani za zdrajców.
Na razie dość historii. W książce jest jej trochę, ale są to na prawdę ciekawe opisy, często o pewnych sprawach dowiadujemy się z dialogów, więc ci, którzy mają alergię na historię niech się nie zrażają.
Jest też na prawdę udany wątek miłosny, dodający jeszcze więcej barw i tak wciągającej powieści. Na uwagę zasługują także bohaterowie: są żywi i niejednoznaczni (rzetelny policjant, sprzyjający po kryjomu środowisku neonazistów albo skin z kilkoma wyrokami, mieszkający nadal z matką).
Do „Czerwonego gardła” podchodziłam z dystansem, a bo to kolejny skandynawski kryminał, pewnie sztucznie wylansowany na bestseller, ale ku mojemu zdziwieniu jest to na prawdę kawał dobrej prozy i – uwaga! – wciąga. Już poluję na kolejne tomy...