Język duński chyba do najpopularniejszych nie należy. Uczy się go niewiele osób, twierdząc, że ma zbyt skomplikowaną gramatykę, dziwne symbole i trudną wymowę. Okazuje się, że tym językiem włada biegle ponad 6 milionów ludzi na świecie. Jednak coraz więcej szkół ma w ofercie naukę właśnie tego języka.
Zachęcona panującą modą i zakochana w językach obcych, sięgnęłam po „Duński nie gryzie!”. Po wzięciu kilku głębszych oddechów zajrzałam do środka i rozpoczęłam moją przygodę. Książkę zaczyna obszerny rozdział poświęcony alfabetowi i wymowie. Początkowo nieźle „połamałam” sobie język na prostych słówkach i miałam problemy z perfekcyjnym powtórzeniem za lektorem. Jednak z czasem zauważyłam postępy i jestem z tego bardzo dumna. Potem było już coraz lepiej. Kolejne rozdziały zapoznają nas z słówkami oraz dialogami okolicznościowymi. Gramatyka wyjaśniona jest w sposób prosty i rzeczowy. Kolorowe marginesy i zawarte na nich wskazówki tylko zachęcają do wytrwałej nauki. Bardzo przydatny okazał się także słowniczek umieszczony na końcu książki. Seria „bezzębnych” kursów językowych z wydawnictwa Edgard ma już u mnie etykietę „ulubione”.
Polecam!