Książka ta przybliża nam postać Hajzera już od jego najmłodszych, dziecięcych lat. Dowiadujemy się, dlaczego Hajzer został ochrzczony Słoniem i przenosimy się na Śląsk, gdzie jego matka zdecydowała przeprowadzić się z Zielonej Góry po rozwodzie z mężem. Poznajemy również jego dosyć oschłą relację z ojcem muzykiem, któremu, mimo prób, nie udało się przelać swojej pasji na syna. Jednak przede wszystkim stopniowo odkrywamy, jak w Arturze rodziła się miłość do wspinaczki, do gór. Śledzimy wyjazdy na skałki wraz z Harcerskim Klubem Teternickim, od których wszystko tak naprawdę się zaczęło, wyprawę w Góry Atomowe na Spitsbergenie, zdobycie Tiricz Mir, najwyższego wierzchołka Hindukuszu. I wreszcie odkrywamy pierwsze kroki na najpotężniejszych, jednoczenie budzących podziw i ogromny respekt ośmiotysięcznikach. Ośmiotysięcznikach, podczas których zdobywania towarzyszyły mu jedne z największych legend polskiego himalaizmu, takie jak Wanda Rutkiewicz, Krzysztof Wielicki czy też Jerzy Kukuczka. Jednak góry to nie tylko wspólne zdobywanie szczytów, wzajemne wsparcie i łącząca dwójkę zaufanych sobie ludzi lina. To również zdolność do akceptacji ryzyka i pogodzenia się ze śmiercią, która niejednokrotnie zagląda wspinaczom w oczy, i która w pozycji tej jest wręcz namacalna.
"Czasami górskie przyjaźnie trwają dłużej niż pasja.
Czasami są jednak krótsze niż upadek z wysokości".
Przeważnie w książkach o tematyce górskiej przyciągają mnie głównie wspomnienia z danych wypraw, mordercza walka z nieposkromionym żywiołem, ze swoimi fizycznymi i mentalnymi słabościami. Natomiast w "Drodze Słonia" najbardziej zafascynowała mnie sama postać Hajzera. Autor w pozycji tej przeprowadza liczne rozmowy z jego przyjaciółmi, rodziną, partnerami wspinaczkowymi i biznesowymi, z których wyłania się do bólu szczery, choć momentami sprzeczny obraz himalaisty. Człowieka, który poruszył niebo i ziemię, by wyrwać kolegę ze szponów Everestu. Człowieka, którego jeden z jego partnerów nazwał zimnym kalkulatorem, wspomniał również, iż ... na nizinach Mister Hyde z niego wychodził. Jednego jednak z pewnością nie można było mu odmówić, ogromnej pasji, dla której był w stanie podjąć ryzyko, dla której przekraczał własne granice, do której po niemal szesnastu latach rozłąki powrócił. I która pozostała z nim do końca.
"Artur Hajzer. Droga Słonia" to książka, której czytanie dawkowałam sobie jak tylko mogłam, i która na długo pozostanie w mojej pamięci. To nie tylko biografia niezwykłego, nieszablonowego człowieka, który oddał swoje życie górom. To również nieustannie przewijająca się w tle historia zmieniającego się na przestrzeni lat polskiego himalaizmu, zaczynając od złotej ery lat osiemdziesiątych, a kończąc na marzeniach o ponownym wielkim narodowym trumfie, jaki miał zapewnić program PHZ. Dla fanów tematyki górskiej - pozycja obowiązkowa.