W moim odczuciu ,,Jeszcze się spotkamy'' nie jest najlepiej napisana dla kogoś, kto nie czytał
powieści ,,Jak w niebie''. Smakować ją można tylko znając sytuację wcześniejszą. Ale właśnie osoby, które ją znają, będą się wspaniale bawiły przy tej książce. Mianowicie najlepsze jest tu odwrócenie sytuacji poprzedniej. Przy czym nie jest to dokładne odbicie, bo to byłoby nudne. Oczywiście tym razem kolej Lauren, by uratowała życie Arturowi. I to byłoby całkiem naturalne, bo przecież lekarka ratuje życie setkom osób codziennie. Jednakże gdyby tylko o to chodziło, to nie byłoby w tym żadnej niespodzianki. Naturalne jest więc, że Marc Levy musiał utrudnić zadanie Lauren. Znowu nie obejdzie się bez Paula i bez ,,pożyczenia'' ambulansu... Autor doskonale wykorzystał tu atuty w postaci zawodów obu głównych postaci. We wcześniejszej książce wprawdzie lekarski fach Lauren bardzo się przydał, ale zawód Artura nie odgrywał żadnej roli. Wydawało się, że bez straty dla wartości książki Artur mógłby pracować na dowolnym innym stanowisku. Natomiast w książce ,,Jeszcze się spotkamy'' - właśnie to, że Artur jest architektem, pozwala na dodatkowy smaczek, dodatkową grę słowną. Moim zdaniem potrzeba nam takich książek, trochę bajkowych, trochę nieprawdopodobnych, a pozwalających uwierzyć, że warto wszystko poświęcić dla miłości i przyjaźni.