Piękna, barwna opowieść, w której cwany autor, przewielebny Wolter, pod powłoczką prostej, nieco baśniowej fabuły, przemyca idee filozoficzne. Innymi słowy, popularyzuje swe poglądy filozoficzne, ośmiesza wierzącego w ludzką dobroć Leibniza oraz naiwnego Rousseau.
Bohaterowie Woltera śmieszą nas, choć doświadczył ich autor tragicznie. Pozbawieni są pośladków, cnoty, czci… ale nie, moi państwo, nie współczujemy im. Wprost przeciwnie – ich kreacje są świetnym żartem. Tak jak i świętym żartem jest stwierdzenie, ze żyjemy w najlepszym z możliwych światów.
Wspaniała powiastka, od której oderwać się nie sposób. Choć tekst powstał w okresie Oświecenia, nadal jest aktualny. Ba, nie tylko aktualny – nawet współczesny czytelnik nie może przejść obok niego obojętnie. W świecie, wykreowanym przez Woltera, w owym świecie, w którym ciągle przeważą zło, wygrywa walkę z dobrem, w owym świecie czytelnik może się zakochać. I wciąż chcieć więcej. Polecam wszystki.