Fakt-"Krąg pierwszy" czyta się momentami ciężko. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron trudno wyodrębnić bohaterów: ich nazwiska, imiona własne i po ojcu zlewają się, utrudniają identyfikację postaci. Przypomina to nieco zabawę w kotka i w myszkę. Spokojnie - to mija. Wystarczy wziąć głęboki oddech i dać się ponieść, przestać dociekać i poczekać, aż bohaterowie sami się "uformują". Wtedy już do ostatniej strony towarzyszyć nam będzie zdumienie, niedowierzanie, czysto ludzkie współczucie.Sołżenicyn jak nikt chyba inny potrafi odmalować absurd okresu stalinizmu. Miejscem akcji uczynił pisarz radziecki instytut badawczy. Instytut w zasadzie tylko z nazwy, bo stanowi swoiste więzienie dla inteligentnych inżynierów, którzy - z punktu widzenia władzy - już z samej swej natury są "wrogami państwa" bądź też za chwilę staną się "elementami politycznie podejrzanymi". To jedyne miejsce, gdzie za swoją inteligencję właśnie, wybitne umiejętności i rozum płaci się utratą wolności. Bohaterowie, których poznajemy to w większości więźniowie systemu. Nawet gdy są pracownikami z wolności, to i tak przecież wolnymi nie są.W utworze nie ma ludzi naprawdę wolnych. Ci na niższych szczeblach władzy - dowodzący "szaraszką", zniewoleni są podwójnie" podlegli władzy wyższej, zależni od niej w niemal całym aspekcie swego istnienia, nie są nawet wolni wewnętrznie. Zaprzedali duszę diabłu i teraz mu służą. Pozbawieni najprostszych ludzkich odruchów: współczucia, litości, zrozumienia marzą, że zostaną docenieni i awansują. Sołżenicyn niczym w soczewce skupił w utworze całą gamę ludzkich typów. Poznajemy i prawdziwych więźniów - z wyrokami, i młodych zarażonych ideą "równości". Mamy dygnitarzy na stołkach i przyklejonych do miejsca ludzi po wyrokach - formalnie wolnych, choć zniewolonych przepisami. Poznajemy naukowców, którzy czerpią przyjemność z pracy umysłowej bez względu na wszystko, i tych, którzy nie mają zamiaru przysługiwać się reżimowi. Bohaterowie bywają cyniczni, ironiczni, szczerzy aż do bólu. Zdają sobie sprawę, że ich praca jest niedorzeczna, a wymagania władzy absurdalne. Często towarzyszyć nam będzie gorzki uśmiech. Jak sądzić tych młodych, otumanionych komunistyczną edukacją, którzy przybywają do instytutu ze szczerą wiarą w system, z misją budowy "nowego, lepszego świata"? Nauczonych, że za murami "szaraszki" czekają na nich gwałciciele, mordercy, złodzieje, wywrotowcy, którzy tylko czyhają, by podstawić nogę Mateczce Rosji? Zostaje tylko pobłażliwy, kpiący nieco uśmiech, gdy obserwujemy oświecenie takiego zapaleńca- moment, w którym uświadamia sobie, iż więźniowie instytutu to nie krwiożercze bestie, a niewinne ofiary stalinowskiej polityki. Więcej jednak w nas będzie smutnego współczucia. Pozbawieni wszystkiego, co ważne: wolności, rodziny, godności, prawa do decydowania o swoim losie, bohaterowie próbują czasem pozostać wierni sobie, wolni dla siebie. I choć znamy realia komunizmu, niejedna historia zaskoczy. Mocną stroną utworu jest niewątpliwie opowieść osnuta wokół samego wielkiego wodza. I te fragmenty narracji, wykorzystujące mowę pozornie zależną, to jedyne fragmenty, przy których nawet wypada śmiać się szczerze: Stalin zatroskany, Stalin współczujący, Stalin troszczący się o naród. Tak, trzeba śmiać się pełną gębą! Tylko wtedy, bo poza tym w powieści całe morze ludzkiego bólu i cierpienia. Najtragiczniejsze, że "szaraczka" mimo wszystko nie najgorsza. Ciesz się, więźniu, że nie czas na "etap", że Syberia jeszcze nie teraz.