Autorka powieści przez całe dwa semestry była moją polonistką. Lekcje z Nią często bywały jedynym powodem dla którego wstawałem z łóżka, ubierałem się i, półprzytomny, szedłem do szkoły. Toteż mile zaskoczył mnie fakt, iż Pani Piega jest autorką dwóch powieści. Cóż... miała ona to do siebie, że nie trudno było odmówić jej skromności. "Lustro czasu" odkryłem przypadkowo, wertując w miejscowej wypożyczalni półki, poszukując książki, której w końcu nie znalazłem. Początkowo byłem nawet zawiedziony, że zamiast traktatu filozoficznego Kierkegaarda znalazłem jedynie powieść mojej eks-polonistki. Zawód ten szybko jednak przestał mi ciążyć. Książkę czytałem całą noc bez przerwy i zaraz po zakończeniu lektury uznałem ją za najlepszą lekcję języka polskiego, jakiej, trochę nieświadomie, udzieliła mi autorka. Książka podzielona jest na sześć części, zaczynających się, każda, konfesją ubraną w formę efemerycznej prozy poetyckiej. Tajemniczość owych prolegomenów pozostaje nie wyjaśniona aż do ostatniej części powieści. Dzięki temu książka nabiera aury tajemniczości i pozwala niejako oderwać się czytelnikowi od prozy życia. Życie bowiem, skontrastowane z sześcioma listami, to chyba główny wątek całej książki. Intrygi, kłamstwa (które prędzej czy później wychodzą na jaw), miłość (ukazana, podobnie jak u Fitzgeralda i podobnie jak w Starym Testamencie, jako tajemnica, której nie powinno się, wbrew piętrzącym się na jej temat teoriom psychologicznym i socjologicznym, rozszyfrowywać i rozbijać na czynniki pierwsze), szeroko rozumiany szacunek zarówno rodziców do dzieci, jak i dzieci do rodziców, w końcu samo pojęcie rodzica zanalizowane dokładnie i owiane szalem życiowego doświadczenia, a przede wszystkim muzyka wpleciona zarówno w treść jak i w formę, a nawet w kawałki drewna płonące w kominku w jednym z fragmentów, to wszystko połączone w spójną całość, doprawione, zapożyczoną chyba od Słowackiego albo od Thomasa Manna, wrażliwością na kolorystykę świata przedstawionego, zwieńczone akordami umiarkowanej pomysłowości i odbite w tytułowym "lustrze czasu", składa się na powieść piękną i pouczającą do której warto wrócić, najlepiej kilka razy. Książka bowiem ma w sobie tę cechę, że za każdym razem kiedy się ją weźmie do ręki, można odnaleźć w niej coś, czego niepodobna odnaleźć podczas wcześniejszej lektury. Najpiękniejszy jest zaś fakt, iż niezależnie od tego ile razy Czytelnik by jej nie przeczytał, zawsze będzie ona dlań trochę niezrozumiała i trochę tajemnicza- jak każda wielka, niedoceniona powieść, którą polecam serdecznie każdemu, kto od literatury wymaga czegoś więcej niż pustych apoftegmatów i bezbarwnych opisów jeszcze bardziej bezbarwnych duchów. Fabuła być może wyda się banalna, ale banał, jak pisze autorka, jest banałem tylko wtedy, gdy nie doświadczyło się go na własnej skórze. Dlatego też polecam tę powieść również ludziom, którzy mają za sobą bogate i rozmaite doświadczenia życiowe. Niejedna bowiem osoba ujrzeć może w owym "Lustrze" odbicie samego siebie.