To było bardzo ciekawe spotkanie. "Matka Makryna" jest z jednej strony fascynującą opowieścią o trudnej walce kobiety, która utraciła rację bytu. Julcia, kapitanowa, po śmierci brutalnego męża pijaka, zostaje bez środków do życia. Społeczeństwo i państwo/nie-państwo (I.połowa XIX w.) nie znajdują dla niej miejsca: biedna, stara, bezdzietna, wdowa, no i kobieta - dla takich zostaje jedynie żebracza tułaczka. Ale Irina Wińczowa ma dość: lata maltretowana przez alkoholika i żyjąca w nędzy, chce chociaż te ostatnie spędzić jak człowiek. Wymyśla więc alternatywną historię swojego życia: staje się matką Makryną Mieczysławską, męczennicą za wiarę, torturowaną przez Moskali, chcących zmusić ją do wyrzeczenia się katolicyzmu. Z tą opowieścią trafia przed oblicza polskich emigrantów w Paryżu i samego papieża w Rzymie. Matka Makryna to postać autentyczna: przyjęta przez nasze środowisko jako żywy dowód martyrologii narodu polskiego i okrucieństwa rosyjskiego cara, staje się świętą prorokinią, znaną w całej Europie. I nawet wtedy, gdy car zaprzecza, gdy opowieść Makryny staje w sprzeczności z faktami, gdy Makryna miesza elementy swej fabuły - polscy emigranci stoją za nią murem. Dopiero po wielu latach po jej śmierci, kłamstwa Makryny zostają zdemaskowane. Jacek Dehnel, bazując na źródłach historycznych i autentycznych wydarzeniach, próbuje odpowiedzieć przede wszystkim na pytanie: Dlaczego? Co kierowało Iriną? Co skłoniło do tak perfidnego oszustwa? I dlaczego prostej kobiecinie tak łatwo udało się przekonać nie tylko prostych ludzi, ale i sam Watykan? I ta historia naddana, samego Dehnela, to clue powieści. Mistrzostwo Dehnel wykazuje zwłaszcza w konstruowaniu kontaktów i spotkań Makryny z naszymi wybitnymi: Mickiewiczem, Słowackim, Norwidem. Makryna widzi ich na swój sposób, z dystansu, nieprzekonana ich sławą i geniuszem. Za to wielkie brawo. Także za całościowy obraz polskiej emigracji, XIX-wiecznej Europy i środowiska duchownych.I chociaż postać matki Makryny to jedno z najbardziej spektakularnych oszustw XIX wieku, to jednak kobieta stojąca za nim, a którą tworzy Dehnel, wzbudzi raczej nasze wzruszenie i zrozumienie, niż święte oburzenie.