Jak spojrzałam na książkę "Miasto labiryntów", to pomyślałam, że to zwyczajna książka, ze zwyczajnymi labiryntami. Zastanawiałam się tylko nad poziomem ich trudności. Tymczasem już pierwsza strona okazała się zaskoczeniem.
Oto wita nas czytelników Jarek, burmistrz miasta i zaprasza do zwiedzania oraz do pomocy. Jego miasto bowiem jest nadzwyczajne. Zwierzęta w nim mieszkające mówią ludzkim głosem, pory roku zmieniają się wtedy kiedy chcą, a wszędzie, dosłownie wszędzie, znajdują się labirynty. Rozsypane śmieci, rury, listy na poczcie, wzorek na skórze grubej żyrafy Emmy, a nawet parówki ukradzione przez Łatka, wszystko układa się w labirynty.
Burmistrz Jarek oprowadza nas po tym niesamowitym mieście, przedstawia jego mieszkańców oraz problemy z jakimi się borykają. My czytelnicy natomiast możemy pomóc, bo patrząc z naszej perspektywy, łatwiej jest trafić do celu np. dotrzeć do wyłącznika pola magnetycznego kosmitów, uniemożliwiając im tym samym zabranie fragmentu miasta do przeprowadzenia eksperymentów.
"Miasto labiryntów" to książka, której zawartość zainteresuje i zajmie dzieci na dłuższy czas. Poziom trudności labiryntów jest różnorodny. Niektóre przechodzi się bez problemu, nad innymi trzeba się trochę pogłowić, a czasem wydaje się wręcz, że z labiryntu nie ma wyjścia - tymczasem okazuje się, że nie wszystko co nam się zaworem wydaje, jest nim faktycznie ;) ?Miasto labiryntów? to książka przy której świetnie będzie się bawiło nie tylko dziecko, ale również jego rodzice.
"Miasto labiryntów" zawiera pewną historię, którą przeczytać muszą młodszym dzieciom rodzice. Jednak przy każdym labiryncie narysowana jest wskazówka, dzięki, której dziecko może poszukać wyjścia z labiryntu nie czekając na przeczytanie opisu przez dorosłego. Jest to dobre rozwiązanie, bo wiadomo jak czasem bywa z rodzicami ;)