Marta Obuch deklaruje kontynuowanie tradycji pisarskich zapoczątkowanych przez Joannę Chmielewską: konsekwentnie pisze komedie kryminalne, lekkie, babskie i dowcipne. W "Miłości, szkielecie i spaghetti" powraca do Cezarego Trębacza, bohatera znanego choćby z "Diabelskiej ewolucji". Trębacz rozstał się z Lutką i poświęca się pracy przy wykopaliskach na terenie jasnogórskiego klasztoru. Poznaje tu zadziorną dziewczynę, ale na romans nie ma czasu: z murów klasztoru spada człowiek. Tymczasem Dorota chce się uwolnić od towarzystwa apodyktycznej matki i ciotki - podejmuje pracę u przystojnego Włocha. Ma być opiekunką i kucharką, chociaż... nie potrafi gotować. Od czego jednak wyobraźnia? Dorota spróbuje przechytrzyć włoską mafię.
Marta Obuch wprowadza tu kilka równoległych i równie ciekawych wątków, które w odpowiednich momentach przeplata ze sobą, tworząc naprawdę burzliwą mieszankę. Nigdy nie zapomina o radości, nawet jeśli w tle pojawiają się trupy, szkielety i... naplucie do bigosu. Kobiety są zwykle naiwne i reagują emocjonalnie, o logice w ich wykonaniu nie ma mowy - a jednak wychodzą cało z rozmaitych opresji. Marta Obuch bawi się tematami kryminalnymi, widać, że świetnie się czuje zarówno w snuciu intryg z wykorzystaniem lokalnych atrakcji, jak i - w tematach okołosercowych lub po prostu damsko-męskich. "Miłość, szkielet i spaghetti" to bardzo dobra powieść rozrywkowa: autorka nie męczy, za to często rozśmiesza i to na wysokim poziomie. Bohaterów da się bez trudu polubić. Szkoda tylko, że tom kiedyś się kończy...