Co raz częściej sięgam po książki rodzimych autorów, bo wiem, że wcale nie muszę daleko szukać by trafić na literaturę z najwyższej półki. Chociaż wiele dobrego słyszałam o twórczości Małgorzaty Wardy to dopiero niedawno miałam okazję zapoznać się z jej najnowszą książką. I wiecie co? Przepadłam.
Kiedy poznałam historię Sylwii, porzuconej przez matkę w wieku 3 lat, wiedziałam, że czeka mnie mocna i emocjonalna lektura. Bohaterka trafiła do rodziny zastępczej, ale zawsze tęskniła za matczyną miłością, tak okrutnie jej odebraną. Teraz, jako dorosła kobieta i matka stanęła przed domem dziennikarki Poli i podjęła rozpaczliwą próbę odnalezienia biologicznej matki i siostry bliźniaczki. Sylwia jest śmiertelnie chora a czas, który jej pozostał może nie wystarczyć na odnalezienie rodziny.
"Wiesz, wydaje mi się, że... że oswajam śmierć... Jeśli przyjdzie, stawię jej czoła."
Historia sama w sobie jest piękna, magiczna i wyjątkowa, ale to bohaterki skupiają na sobie prawie całą uwagę. Stworzyć postać, która jest na tyle realna, że czytelnik z miejsca zaczyna się z nią utożsamiać, mimo że dany problem go nie dotyczy, nie jest łatwo. A autorce się udało. Najpierw pojawiła się Pola, dziennikarka, która specjalizowała się w odszukiwaniu rozdzielonych przez adopcję rodzin, a zaraz po tym pojawiła się w jej drzwiach Sylwia Kalińska z córeczką. Obie kobiety całkowicie się od siebie różnią, ale łączy je wspólne dochodzenie dziennikarskie prowadzone przez Pole. Rozpoczyna się walka z czasem, bo Sylwii pozostało już niewiele czasu, ale żadna z nich nie spodziewa się tego co przyniesie ze sobą finał śledztwa. Obie bohaterki są bardzo dobrze widoczne na tle fabuły, jedna zdystansowana a druga zagubiona i poszukująca matczynej miłości. Ale to Sylwia najczęściej przykuwała moją uwagę. Jej potrzeba akceptacji, niema prośba o zyskanie rodzinnego ciepła i próba zrozumienia poczynań jej matki wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Profil psychologiczny postaci, ich pełnowymiarowość i realność zasługują na medal.
Zawsze cenię książki w których akcja biegnie dwutorowo, bo to najlepszy sposób na przedstawienie historii od podszewki. Rozdziały tej książki podzielone są na współczesność, gdzie w pierwszoosobowej narracji Poli śledzimy aktualne poszukiwania i na akcję rozpoczynającą się w roku 1987 opisującej dzieciństwo Sylwii. Dzięki temu pojawiło się wiele wątków, zarówno tych głównych jak i pobocznych. Dziennikarskie śledztwo Poli zyskało miano głównego celu, w którym z zapartym tchem śledziłam ścieżki współczesnego świata, które w samonapędzającej się machinie Internetu pozwalają obrać odpowiednią drogę. Zawiłość problemów i medialny świat zyskał w tej książce mocniejszy wydźwięk, bo temat powiązał ze sobą oba wątki czasowe. Autorka dosadnie przedstawiła reguły rządzące światem i nie przejmowała się upiększaniem brutalnej rzeczywistości lat 80. z całym ich początkiem medialnych zachwytów i zdawkową działalnością milicji. Wszystko to przerzuciło się na współczesność, która mimo, że rozwinięta wciąż ma w sobie posmak dawnych czasów, o czym przekonała się w swoim dziennikarskim śledztwie Pola.
"[...] pewne historie nigdy się nie kończą."
Wystarczył pierwszy rozdział, żebym całkowicie przepadła w historii i zakochała się w tej książce. "Najpiękniejsza na niebie" to książka przepełniona całą masą emocji nie do przebicia, które trafiają w czytelnika jak strzała amora i pozostawiają długotrwały efekt uwielbienia. Wartościowa, wzruszająca i pełna nadziei - taka właśnie jest najnowsza powieść pani Wardy. Jeśli szukacie wyjątkowej historii o potrzebie akceptacji i poszukiwaniach matczynej miłości - trafiliście idealnie.