Tak szczerej, otwartej i bezpośredniej książki dawno nie czytałam. Tak wpatrzonej w życie, w szczegóły, w świat. Tak odartej z intymności, czasami godności i człowieczeństwa. Ten krzyk, który nie jest ani pasywny, ani agresywny, ani napastliwy wdarł się w mój umysł i po dzień dzisiejszy analizuję słowa przeze mnie przeczytane. Autorka ujęła mnie swoją siłą, odwagą, prawdą i swoimi pragnieniami. Jej przekaz skupił moją uwagę na oczywistościach, których się nie zauważa, co jest ogromnym błędem obecnych czasów. Po zetknięciu się z tą historią chce się żyć mocniej, bardziej, intymniej.
Katarzyna Rosicka- Jaczyńska już od kilku lat oswaja swoją chorobę, chociaż lekarze dawali jej pół roku życia. Jeszcze jakiś czas temu była znaną bizneswoman. Kobietą, która zarażała energią, pewnością siebie, pomysłowością i pracoholizmem. Dla niej nie było rzeczy niemożliwych. Marzenia były po to, aby je spełniać. Życie brała całymi garściami. Z dnia wyciskała wszystkie soki. Nie przepuszczała okazji by bawić się, śmiać, doznawać rozmaitych emocji, kochać. Piękna, bogata, spełniona. W takim momencie przyszedł cios, który zwalił ją z nóg w sensie dosłownym. Długo się nie poddawała. Ignorując pierwsze objawy choroby wciąż chciała więcej, wciąż sięgała dalej. Niestety przyszedł czas, że stwardnienie zanikowe boczne odebrało jej zdrowie, pieniądze, urodę, przyjaciół. Następnie przyszedł czas na zależność, ograniczenia, niemoc. Ten upadek poturbował nie tylko jej ciało, ale też serce, duszę i świadomość. Pominięta, opuszczona wręcz przeźroczysta utknęła w świecie, który odsuwa się od słabości, jak od zarazy. Tylko wrodzony bunt autorki, oraz jej najbliżsi bardziej bądź mniej spokrewnieni doprowadzili do tego, że to, co w niej ważne nie umarło w niemym krzyku.
Książka powstawała stopniowo początkowo przyjmując formę pamiętnika. Pod wpływem pozytywnych opinii autorka zdecydowała się na zebranie tekstów w całość. Nie jest to płaczliwy materiał autobiograficzny z melancholią w tle. Książka nie zaraża smutkiem, nie zalewa żalem, nie emanuje złością i zgorszeniem. Jest to wyważony bunt, który jasno i dobitnie uderza tam, gdzie powinien. Autorka opisuje świat z perspektywy człowieka przykutego do łóżka. Ukazuje bezduszność pielęgniarek, opiekunek i innych instytucji. Skończone przyjaźnie, odchodzący mężczyźni, zmęczone opieką dzieci. Kontrastem jest jej dawne życie pełne wydarzeń, wyzwań, doznań. W tej fascynacji nad tym, co było autorka nie zapomina o uczciwości względem siebie. Nie ucieka od swoich niedoskonałości, wad, utraconych na zawsze chwil. Nie pomija własnego egoizmu, pustego biegu do nikąd, błędu, który wywołał nie jedną łzę zwłaszcza dziecięcą. Nie jest łatwo ustosunkować się do wszystkiego z wyrozumiałością.
Opowieść ta jest jak najbardziej potrzebna światu i ludziom. Dla chorych jest motorem motywacyjnym, który nakazuje walczyć o godność, o spełnienie marzeń, o złamanie marazmu i rutyny. Pokazuje, że wciąż można, że wciąż warto, że wciąż trzeba, należy iść przed siebie, bo ruch daje szczęście i poczucie istnienia. Dla zdrowych jest wymierzonym policzkiem, który powinien nieść ze sobą wstyd i przebudzenie. Pokazuje ludzkie zapatrzenie, zaniedbanie, zadufanie w sobie.
Autorka tej historii przystanęła, bo musiała i teraz pokazuje, co w życiu jest ważne, a co ważniejsze. Warto zmierzyć się z tą prawdą, z rzeczywistością, która nie jest kolorowa i bajeczna, ale wciąż daje siłę i uczy pokory.