Gdy zamknąłem "Niespokojnego człowieka" Mankella to byłem pewien, że żegnam się na zawsze z komisarzem Wallanderem. Odłożyłem książkę na półkę, zyskała nawet honorowe miejsce, pomyślałem chwilę lub dwie, że miło było go poznać i tyle właściwie z oficjalnej części "pogrzebu". Sądziłem, że skoro autor zakończył całą serię o policjancie z Ystad to ja od czasu do czasu będę mógł teraz wrócić jedynie do swoich ulubionych części, a postać cynicznego gliniarza zostanie po prostu w mojej pamięci. Dlatego też bardzo pozytywnie zaskoczyłem się, gdy w księgarni znalazłem "Rękę" - kolejne wydawnictwo, które znów "ożywia" mojego ulubionego bohatera.
Henning Mankell napisał tę książkę jako dodatkowe, stosunkowo długie opowiadanie, które początkowo zostało przekazane jednemu z holenderskich wydawców i nigdy nieopublikowane. Szczęście fanów, że autor zdecydował się jednak wypuścić tę książkę na rynek światowy i tym sposobem trafiła ona w moje ręce. O czym jest ta powieść? Otóż Wallander decyduje się ostatecznie na przeprowadzkę na wieś. Zmęczony zniszczonym, brudnym i pełnym zła Ystad wybiera ogromny dom z ogrodem. No właśnie, z ogrodem, w którym od ponad pół wieku zakopane są dwa ludzkie szkielety, a służba, nie drużba. Komisarz Wallander kolejny raz musi zająć się rozwikłaniem sprawy, z którą nikt wcześniej nie miał do czynienia, a ekspertyzy nie mówią zbyt wiele.
Jak zwykle u Mankella i tym razem mamy do czynienia z interesująco poprowadzoną historią. Książka idealnie wpisuje się w kanon gatunku kryminałów i stylowo świetnie pasuje do reszty cyklu. Autor posługuje się tym samym stylem, co powoduje, że "Rękę" czyta się dobrze i szybko jednocześnie mogąc skupić przede wszystkim na fabule. Ta znów oparta jest na ciekawym pomyśle, jednak nie ma w niej nic innowacyjnego. To kolejny kryminał, w którym autor wodzi za nos, wprowadza nowe elementy, myli wątki, zakręca akcję i bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę. Czy to źle? Nie sądzę, bo w zamiarze miała to być chyba właśnie kolejna taka część, z którą czytelnicy mogą zmierzyć się dokładnie tak samo jak z poprzednimi książkami tego pisarza. Jedyne co tak naprawdę mogę zarzucić Mankellowi to to, iż tytuł jest zdecydowanie zbyt krótki. "Ręka" jest napisana w konwencji opowiadania, więc jak na taką formę to nie powinienem mieć jej niczego do zarzucenia, jednak wydaje mi się, że znacznie ciekawiej byłoby gdyby fabuła była trochę bardziej rozwinięta, a cała historia pognała szybciej, szerzej i znacznie dalej.
Książka składa się z dwóch części. Ta druga, umiejscowiona zaraz za opowiadaniem, jest nie lada gratką dla fanów Wallandera. To bogaty spis, który jeszcze raz przeprowadza czytelnika przez cały cykl powieści o ystadzkim komisarzu i zawiera pełną listę osób, miejsc, a nawet (co zabawne) ulubionych rzeczy bohatera. Tutaj też Mankell dzieli się z nami powodami stworzenia swojej serii książek, opowiada o pomysłach na fabułę czy wspomina wszystkie problemy i radości wynikające z pisania. Wydaje mi się, że osoby które nie znają jeszcze Wallandera powinny sięgnąć raczej po poprzednie książki autora, by przeżywać całą historię od początku do końca. "Ręka" jest jednak idealnym wydawnictwem przede wszystkim dla fanów Henninga Mankella, jednak powinna też sprawić radość nawet tym, którzy choć w małym stopniu otarli się o jego twórczość.