"Smokobójca", od razu przychodzi na myśl oklepany przez stulecia temat smoków - straszliwych
potworów pokrytych łuską, prapraprawnuków dinozaurów z okresu kredy, ryczących jaszczurów, chodzących miotaczy ognia. Może i słusznie, ale czy naprawdę myślicie, że o smokach wiecie wszystko?
Czy każdy owiany sławą rycerz to bohater? Czy każdy szewczyk to chuchro i smocza przekąska? Czy każdy
smok to żądna krwi, dzika, nieokrzesana bestia? "Smokobójca" Tomasza Pacyńskiego, to zbiór opowiadań przenoszący czytelnika w zamierzchłe czasy,
gdzie miecz to jedyny przyjaciel, nienawidzone wiedźmy są nader potrzebne, smoki szukają spokoju
od ciągłych walk, opowiedzieć swoją historię może każda żywa istota, a mnisi nie są wcale bezbronni.
Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza to opowiadania o dzielnym smokobójcy Sir Rogerze
z Mons, którego sławą owiana jest cała ówczesna Europa. Opowiadania w pierwszej części przepełnione
są humorem, przede wszystkim komizm sytuacyjny i słowny. Z niemogącą się ukryć radością pochłania się każde słowo, by w końcu chcieć więcej. Druga natomiast, to trzy opowiadania nie związane już ze smokami i humorem. Są to opowiadania zmuszające do refleksji, towarzyszy im wszechobecny niepokój, groza i smutek. Nie można wiele pisać o utworze by go nie zdradzić, dlatego należy ograniczyć się
do haseł. Pierwsze opowiadanie to heroiczna walka ze złem, trzecie, smutna historia dziewczynki
w mieście pełnym zła,a drugie, piękne, zaskakujące, napisane z perspektywy........no właśnie.
Zachęcam do przeczytania, gdyż książka jest jak mały wszechświat, pełen kolorowych, barwnych
i genialnych treści stanowiących galaktyki, a to wszystko na przestrzeni nie większej niż opowiadanie,
dodatkowo ubrane w piękną szatę jaką zawsze serwuje nam Fabryka słów. Pozycja, którą warto zasilić
półkę z książkami.