Piotr po kilkunastu latach nieobecności wraca do rodzinnego miasto by przygotować pod wynajem mieszkanie po zmarłej matce. Powrót na stare śmieci jest dla niego nie lada wyzwaniem. To tutaj wiódł pełną zwątpienia i marazmu egzystencję, to tutaj miały miejsce traumatyczne sytuacje, które na zawsze odcisnęły na nim bolesne piętno. Nagłe zderzenie z przeszłością sprawia, że zło zagnieżdżone w mroku zapomnienia ponownie budzi się do życia... Wraz z pierwszym zdaniem zostałam wciągnięta w rzeczywistość wykreowaną przez autora. Marcin Majchrzak zabrał mnie do krainy wspomnień. Wepchnął w wir wewnętrznej walki z demonami i otulił gęstą, depresyjną atmosferą. "Stacja" to niebanalna i oryginalna powieść, z której wiele można wynieść. Dzięki licznym retrospejcją czytelnik może dowiedzieć się, co ukształtowało dorosłą osobowość Piotra. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością i spaja w spójną całość. Niesamowicie zżyłam się z bohaterami. W wyjątkowo wiarygodny sposób przedstawiono tutaj obraz zbuntowanej młodzieży, która obuta w glany kroczy przez ten nieprzyjazny świat. Tragizm tych postaci wyziera ze stron i mocno łapie za serce. Podczas lektury pijemy z nimi pierwsze piwo, zapalamy kolejnego papierosa, śledzimy ich dramaty i tkwimy w małym, brudnym, śląskim miasteczku, które ocieka smutkiem i beznadzieją. Książka ta nie jest przewidywalna. Nie mamy pewności czy niepokojące wizje i głosy szepczące w głowie Piotra to tylko halucynacje czy niszczycielki wpływ nadnaturalnych sił. Opętanie czy choroba psychiczna? Ta niepewność sprawia, że całość owiewa nimb tajemniczości. To w jaki sposób zostanie zinterpretowany tekst zależy tylko od odbiorcy. Szczególnie urzekł mnie barwny styl autora, już po pierwszym akapicie można wywnioskować, że Majchrzak potrafi sprawnie operować słowem. Tak wybornie skonstruowane zdania czytało się z prawdziwą przyjemnością. "Stacja" to kawał dobrej roboty oraz weird fiction na naprawdę wysokim poziomie. Dzięki takim pisarzom zaczynam wierzyć w polską literaturę grozy.