To, że przyjmiesz od kogoś pomoc, nie uczyni cię słabą. Z twórczością tak młodej osoby, jaką jest Agata, spotkałam się pierwszy raz i muszę przyznać, iż jestem zaskoczona, że osoba, która jest zaledwie o rok starsza ode mnie potrafi tak pisać i z samej treści jej książki można poznać jej osobowość, przynajmniej jeśli umie się czytać między wierszami, odniosłam wrażenie, iż pisze to osoba bardzo oczytana, z wieloma zainteresowaniami, wychwyciłam różne mitologie, np. celtycką i grecką. Przypuszczam, że coś pominęłam, ale nie mogę wyjść z podziwu, ponieważ ta dziewczyna pokazała, iż wiek nie jest ważny, że możemy osiągnąć to co chcemy jeśli tylko będziemy do tego dążyć. Przechodząc do Sylfidy: Wybrałam tę książkę na podstawie samego opisu i na początku czytania szło mi opornie, potem jednak akcja się rozwija i nie żałuję swojego wyboru. Bernard, syn dwojga naukowców interesujących się wulkanologią zostaje skazany na wakacje z babką Violet, o której nikt nie mówi, nikt nigdzie nie zaprasza i nikt woli o niej nie wspominać. Zapowiadają się jakże cudowne dwa miesiące w Shieldaig, w szkockich Górach Kaledońskich. Niemniej jednak jak się później okazuje wcale nie jest tam tak nudno, pewnego dnia Bernard doświadcza czegoś niesamowitego, ale o tym musicie przekonać się sami. Podstawowym pytaniem będzie czy podobała mi się ta książka? Oczywiście, historia Bernarda i tytułowej Sylfidy jest niezwykle wciągająca i elektryzująca, nie każdy pewnie jest zaznajomiony z znaczeniem słowa Sylf, otóż pojęcie Sylf pojawiło się w średniowieczu i oznacza ducha powietrza, ale nie będę więcej zdradzać, bo może to mieć wpływ na waszą opinię i czasem mogę powiedzieć o słowo za dużo. Dobrze kontynuując, Shieldaig (sama nie wiem jak to się wymawia) jest małą wioską w Szkocji, co autorka postarała nam się przybliżyć barwnymi opisami krajobrazów i pogody jaka panowała w wioseczce. Osobiście nie przepadam za deszczowym klimatem, ale po tej książce przekonałam się nieco do Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, jedy jak to zabrzmiało, niemniej jednak chodzi mi o tereny Wielkiej Brytanii, bo przecież tam więcej pada niż świeci słońce. No i już odbiegam od tematu, wracając do książki, barwne opisy nie tylko przybliżają nam w wyobraźni wygląd tego miejsca, ale także pozwalają zagłębić się trochę w historię Szkocji. Książka wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, choć na początku lektury szło mi dość opornie, ale wraz z zwiększeniem tempa i obraniem nowego kierunku w książce, czyta się coraz przyjemniej. Język jakim posługuje się autorka w swoim utworze jest łatwy do zrozumienia, nie zawiera trudnych do zrozumienia terminologii, czyta się lekko i przyjemnie. Lektura na pewno przeznaczona nie tylko dla młodzieży, ale chyba dla każdej grupy wiekowej, śmiem twierdzić, że spodoba się nawet tym , którzy nie przepadają za fantastyką. Czytanie sprawiło mi sporą przyjemność, ponieważ lubię tego typu książki, a przede wszystkim czytało się lekko, a to ogromny plus. Wydaje mi się, że nie mam żadnych zarzutów odnośnie tego utworu, bo wzbudzał bardzo ciekawe emocje podczas czytania i pobudzała wyobraźnię. Reasumując utwór był ciekawy i emocjonujący, szczerze go polecam zwłaszcza dla zagorzałych fantastyków, bo na pewno skradnie Wasze serca. Dlatego raz jeszcze polecam, nie ma na co czekać, Sylfida to książka warta świeczki.