Remigiusz Mróz jest osobą, która lubi intrygować, zadziwiać i wprawiać w osłupienie. Tym razem zaskoczył mnie już od pierwszych stron zupełną zmianą języka! W cieniu prawa jest bowiem thrillerem retro.
Książkę czytałam z przyjemnością ze względu na specyficzny klimat oraz słownictwo. Remigiusz Mróz starał się o słowa, które dawno wyszły z potocznego języka. Nawet tamtejsze inwektywy są urocze z dzisiejszej perspektywy. Autor niestety trochę zbyt pobieżnie zadbał o tło historyczne... Zamieścił jednak parę danych z tamtych czasów, jak chociażby powszechna wówczas opinia, że palenie papierosów jest zdrowe.
Nie każdy lubi książki retro, ja jednak chętnie do nich zaglądam i z przyjemnością wsiąkam w dawne czasy - w tym przypadku mające miejsce ponad 100 lat temu. Lubię retro lektury, w których wiele mówi się o konwenansach, kulturze i dawnych zwyczajach. Można przy tym się wiele nauczyć i wzbogacić słownictwo, a przy tym doskonale się bawić. Tutaj z tym wzbogacaniem bywało różnie, ale i tak miło było czytać coś nieco odmiennego.
Piszę o słownictwie, a Wy prawie nic nie wiecie o fabule... Autor zaczął książkę z rozmachem i w pierwszych paru zdaniach wypruł flaki z dziedzica rodu. Pierwszym podejrzanym jest nowy czyścibut - Erik Landecki, jednak prawdopodobnie chłopak został wrobiony... Parę osób jakimś cudem postanawia zawalczyć o sprawiedliwość i uratować (do tej pory dla nich bezimiennego) Polaka. Czy uda mu się uniknąć kary śmierci? Kto i dlaczego chciał zabić czarną owcę rodziny Reignerów? Tego już Wam nie mogę zdradzić!
Remigiusz Mróz parę razy mnie zaskoczył (chociażby mordując ważną postać), co jest dużym plusem książki. Muszę jednak jak zwykle trochę pomarudzić - czasem w akcję wkradała się monotonia, ale tylko po to, by ponownie zaskoczyć czytelnika w zupełnie nowym wątku.