Olivia Roth marzy o wielkiej karierze. Brat załatwia jej staż w firmie swojego przyjaciela, aby dziewczyna mogła się rozwijać. Livvy ma naprawdę ambitne plany. Wszystko idealnie zaplanowane i poukładane. Wie, co chce robić w danym czasie swojego życia. Wszystko podlega wątpliwości, gdy Olivia poznaje Callana Carmichaela. Callan to najlepszy przyjaciel jej brata. Jak każdy z trójki przyjaciół jest typowym playboyem i kobieciarzem. Zmienia kobiety praktycznie co noc. Oboje wiedzą, że powinni zachować dystans w stosunku do siebie. Wzajemna fascynacja zwycięża i zawierają ze sobą pewien układ. Romans bez zobowiązań. Ona nie chce się zakochać, póki nie osiągnie, sukcesu zawodowego a on nie ma czasu na związki. Układ okazuje się dobrym rozwiązaniem do czasu, gdy w grę wchodzi prawdziwe uczucie.
Jako iż jest to już czwarty tom serii "Manwhore" bohaterowie z tej książki są nam znani. Ta część opowiada historię Callana najlepszego przyjaciela Tahoe i Sainta oraz Olivii młodszej siostry Tahoe. Uwielbiam romanse, a ta fabuła całkiem przypadła mi do gustu. Dziewczyna zakochała się w najlepszym przyjacielu swojego brata. Zamysł był naprawdę fajny, jednak ja nieco zawiodłam się na tej części, wykonanie mogło być odrobinę lepsze.Jak już wspomniałam, nie jestem do końca zadowolona z tej części książki. Jak dla mnie parę kwestii mogło być trochę inaczej wyjaśnionych. Jedna z rzeczy, jaka mi nie pasuje albo morze troszkę dziwnie zostało to, wymyślone jest to, że Livvy nie znała Callana. W końcu to najlepszy przyjaciel jej brata, dziwne jest dla mnie to, że się nie znali wcześniej. Naprawdę nie wiedziała, jak wygląda? No troszkę mi to tu nie pasuje. Kolejne co mi się nie podobało, to było to, że oni tak długo udawali, kimś kim nie byli. Ona nie znała jego imienia, mimo iż on domyślił się, kim jest dziewczyna. Hmm myślę, że autorka chciała wprowadzić może nutkę tajemniczości, ale my doskonale wiedzieliśmy, kim jest ów mężczyzna.
"Womanizer" to szybki, spokojny i lekki romans. Słodki, może troszkę za bardzo słodki. Nie brakowało też momentów zabawnych i lekkiego nieporozumienia. Historia mogła być lepsza, ale jednak nie była też najgorsza. Zresztą sami wiecie, że kocham romanse, więc dla mnie ta historia była całkiem przyjemna, jednak nie porywała.
Niestety zdecydowanie bardziej polubiłam się z częścią o Tahoe czyli "Ladies Man". Na razie to ona pozostaje moją ulubioną książką tej serii. Tak jak autorka zapowiedziała na końcu, powinniśmy wyczekiwać jeszcze dwóch części! Cieszycie się? Ja w sumie czekam na nie. Jestem ciekawa historii innych bohaterów. Mam nadzieję, jednak że będą odrobinę lepsze niż "Womanizer".
Zaczytana Anielka