Antoni Sygietyński jako pisarz i krytyk zapomniany był już chyba za życia. Z wykształcenia był muzykiem. Jednak prawdziwym jego zamiłowaniem była literatura. Pracę pisarską rozpoczął w Warszawie, ale rozwinął w Paryżu. Przesyłał stamtąd korespondencje i artykuły na temat sztuki europejskiej drugiej połowy XIX wieku. Sądy, które wydawał na temat poziomu polskiej sztuki w konfrontacji z czołówką francuską, sprawiły, że Sygietyński - wprawdzie tylko na papierze, ale jednak - toczył zażarte boje z potoczną opinią publiczną w Polsce. Bo jakże to? Matejko jest przestarzały? Siemiradzki mdły? Tego warszawskie kręgi buńczucznych panów znieść nie mogły. A pamiętajmy, że był to szczytowy okres tych twórców - wielką odwagą było stanąć naprzeciw - i przeciw - tłumu pochlebców i artystycznych dyletantów, wielbiących anachroniczne prądy i techniki. Negujących - z nieprzejednanej ignorancji - chociażby impresjonistów. Chcąc nie chcąc, Sygietyński nasiąka francuską literaturą. To w tym czasie rodzą się tam tendencje literackie nazwane naturalizmem. Sygietyński dokonuje błyskotliwych krytycznych spostrzeżeń rozróżniając naturalistyczne pisarstwo Zoli i Flauberta ("Flaubert? A kto to taki?" - pytano wtedy w Warszawie). Sygietyński cenił autora "Madame Bovary", Zola drażnił go płycizną myślową. Spośród pisarzy francuskich Flaubert był najbliższy ideałom estetycznym Sygietyńskiego z przynajmniej jednego powodu: dzieło swe bowiem poświęcił badaniu współczesności, uwalniając je przy tym od wszelkich obywatelskich i wychowawczych obowiązków. Był konsekwentnie wolnym od udziału w walce życia badaczem współczesności, dążącym do ujęcia wyników swych badań w doskonały kształt językowy, nadania mu waloru obiektywnego i wierzytelnego zapisu. Spośród naturalistów francuskich Sygietyński wybrał sobie nie Zolę, który ukazywał wielkość i nędzę współczesnej cywilizacji, ale Flauberta, który w doskonałej formie artystycznej wyraził swoją do niej odrazę. Osiadłszy znów w Warszawie Sygietyński rozpoczął żywą i wszechstronną współpracę z kilkoma czasopismami warszawskimi. Polemistą był zdolnym i ciętym, co narażało go często na konflikty w literackim świecie Warszawy. Jeden z najcięższych konfliktów i zawodów życiowych przeżył, ustępując z redakcji "Wędrowca" - czołowego ówczesnego pisma skupiającego pisarzy nie tylko naturalistycznych (Czołową rolę grał w "Wędrowcu" Stanisław Witkiewicz, ojciec Witkacego.) Wyraźne echa tych przeżyć odnaleźć można łatwo w ostatniej powieści w Sygietyńskiego "Wysadzony z siodła", w której świat dziennikarsko-literacki Warszawy został odmalowany z rzadko spotykaną ironią i sarkazmem. Temat powieści świadczy o dużej odwadze Sygietyńskiego, który podjął w niej motyw literaturze tego okresu częsty i znany czytelnikowi w różnych wersjach. Jest to motyw byłego powstańca, szlachcica, powracającego z syberyjskiego zesłania i przeżywającego ostry konflikt rodakami, którzy pozostali w kraju. W ujęciach dotychczasowych racja moralna była po stronie zesłańca. U Sygietyńskiego natomiast powieść zawiera wiele elementów, które mogłyby służyć deheroizacji bohatera i demitologizacji legendy. Tę intencję pisarza odczytują raczej dopiero potomni jako zamiar wyraźnie zarysowany. Triumfem sprawności opisowej i dialogowej Sygietyńskiego jest tu wielkie "zbliżenie" - kolacja w warszawskiej restauracji, scena w swoim rodzaju nie mająca sobie równej w ówczesnej powieści polskiej. Warto poznać tego buntownika występującego przeciwko zasiedziałej polskości zadufanej w swej fantazmatycznej wielkości. Gombrowicz nie był pierwszy.