"Zapach cedru” Ann-Marie MacDonald, to kanadyjska saga rodzinna opowiadająca o losach rodziny Jakuba Pipera, biednego stroiciela fortepianów, który poślubił bardzo młodą dziewczynę z rodziny libańskich emigrantów, Materię.
Za ślub wzięty po kryjomu Materia została wyklęta przez rodziców, więc młodzi zdani byli tylko na siebie. Jakub stanął na wysokości zadania, jednak Materia okazała się zbyt młoda i niedojrzała. Urodziły im się cztery córki. Najstarsza była Katarzyna - piękna i utalentowana dziewczyna, która stała się oczkiem w głowie ojca i centralną postacią powieści.
Rodzinę spotkało sporo złego, rodzice starali się ukryć wiele spraw zarówno przed sobą, jak i przed córkami. W miarę czasu jak dziewczynki dorastały, długo skrywane tajemnice zaczęły się wydostawać na powierzchnię.
Niestety w miarę odkrywanych sekretów życie w niewielkiej, prowincjonalnej społeczności stało się coraz trudniejsze, wydarzenia nabierały tempa i nikt nie był już w stanie zatrzymać lawiny okropnych wydarzeń.
Na początku bardzo mnie ta książka rozczarowała. Fabuła leciała zbyt prędko,w dodatku większość postaci nie budziła mojej sympatii. Coś mnie jednak przy tej książce trzymało i nie pozwoliło pozostawić nie dokończonej.
W końcu jednak Katarzyna wyjechała do Nowego Jorku na studia muzyczne i ten fragment wciągnął mnie chyba najbardziej. Siostry, które zostały w Kanadzie przestały w momencie być marionetkami, a stały się postaciami z krwi i kości. I w jednej chwili książka okazała się znakomitą lekturą.
Stała się dramatyczną opowieścią o grzechu i odkupieniu, o przemocy, rasizmie i uprzedzeniach, zaś zakończenie rozłożyło mnie na łopatki, zaskakując i wciągając bez reszty.
Polecam serdecznie tę mądrą i wstrząsającą pozycję.