Na temat tej książki nie da się powiedzieć nic innego, aniżeli tyle, że to zaskakująco świetna kontynuacja serii, którą jakiś czas temu zapoczątkowała amerykańska pisarka Sylvia Day. Mowa oczywiście o cyklu pod tytułem "Strażnicy Nocy", który rozpoczął tom "Rozkosze nocy". Tym razem mamy do czynienia nie tylko z dobrze poprowadzoną fabułą opartą o interesujący pomysł, ale czymś więcej... Książka jest jakby bardziej przemyślana i całość budują nie tylko tony erotyki, ale przede wszystkim zgrabnie ujęte postacie, których życiem sterują emocje. Tak, tym razem znacznie bardziej chodzi o miłość. "Żar nocy" trafił w moje ręce jakiś czas temu i muszę przyznać, że przeczytałam go dosłownie w chwilę. Tak mi się przynajmniej zdawało, bo książka wciąga niesamowicie. A to prawdopodobnie za sprawą świetnego języka, którym posługuje się Day. Ustalmy sobie od razu, że "Żar" to przede wszystkim romans, a więc autorka nie sili się na wyszukane sformułowania, ale prostymi zdaniami trafia w samo sedno. Czyta się bardzo lekko i przyjemnie, dzięki czemu można skupić się głównie na fabule, charakterach postaci i w końcu tym, co najważniejsze w powieści - ich emocjach. A tych jest naprawdę cała masa. W książce spotykamy tym razem Stacey Daniels, która nomen omen jest charakterologicznie bardzo podobna do Lyssy Bates z pierwszej części. To znów zapracowana kobieta, która nie miała okazji doświadczyć wielkich, miłosnych wrażeń w swoim życiu. Na drodze bohaterki staje pewnego pięknego dnia Connor Bruce, na którego punkcie zdaje się oszaleć z miejsca. Nic dziwnego zresztą, bowiem Bruce jest uosobieniem ideału mężczyzny z krwi, kości i... uczuć (co zaskakujące ;) ). W prawdziwym świecie tacy faceci nie istnieją, jednak po to właśnie czytamy chyba romanse. Książka może czasami fabularnie wydawać się banalna, podobnie jak postacie, jednak ja zauważam w tym wszystkim pewien trafiający do czytelnika koncept. W całej tej prostocie i możliwości przewidywania kolejnych zdarzeń jest jakaś magia, która porywa i nie chce wypuścić. A my, moje drogie czytelniczki, możemy zupełnie szaleńczo zakochiwać się, przeżywać uniesienia, radości i odczuwać gorące fale zalewające serce razem z główną bohaterką. Nie bez kozery książka nosi tytuł "Żar nocy". Faktycznie iskier, żaru i ognia jest tutaj całkiem sporo. I to dobrze, bo chociaż może to wszystko tak banalnie nierealne to jest w tym wszystkim to coś, czego najbardziej potrzebujemy żeby oderwać się od szarej codzienności. Abstrahując od wątku miłości, muszę przyznać, że sama fabuła okazuje się być bardzo podobna do pierwszej części także w innych aspektach. Mam na myśli realia, w których osadzona została powieść. Nie uważam, że jest to błędem, bowiem "Żar" należy przecież do tego samego cyklu, co "Rozkosze", a połączenie jawy i snu okazało się strzałem w dziesiątkę, to jednak tym razem liczyłam na coś więcej pod tym względem. Chociażby odrobiny nowych wątków lub poprowadzenia kilku pobocznych historii z równoległego świata snu. Niestety tego akurat nie pojawiło się za wiele, jednak przecież mamy do czynienia przede wszystkim z romansem, a nie fantastyką. Całość oceniam na ocenę bardzo dobrą i oczekuję trzeciej części z małą nadzieją, że ta spełni moje wszystkie literackie zachcianki.