Opowieść z 1904 roku o losach krakowskich bohaterów to niewątpliwie uczta dla duszy.
Rankiem, gdy stróż krakowskich plant wyrusza na obchód, gasząc rozpalone latarnie, napotyka na swej drodze piękną, choć nieżywą kobietę. Jego przerażenie jest tym większe, iż odkrywa fakt, że kobieta jest bez oczu i powiek. Zostaje wszczęte śledztwo. Pojawia się śledczy Jedlinek, który zdominowany rządzą władzy i awansu, kieruje się własnym dobrem w śledztwie, a nie faktami. Jego działania są nieudolne, a czasami również mijają się z faktami. Jego postępowanie staje się coraz bardziej egoistyczne, ale czasami też zabawne. Znalezienie winnego popełnionej zbrodni stają się dla śledczego niezmiernie łatwe i oczywiste.
Równocześnie, swoją obecność odnotowuje niejaki Jan. Kim jest? Do końca nie wiadomo. Poznajemy go, jako marynarza, podróżującego po świecie, który to od kilku lat, po tragicznych wydarzeniach sprzed lat pozostaje w poszukiwaniu swojej tożsamości. Po tym jak dostał pilną depesze z rodzinnego Krakowa, zmuszony zostaje do powrotu, jednak z czasem, wcale łatwe się to nie okazuje. Podróż z Madagaskaru, gdzie zastała go wiadomość wydłuża się, aby w konsekwencji zakończyć się w Krakowie, gdzie postanawia, na skutek zbiegów wielu okoliczności, postanawia podjąć własne śledztwo w sprawie morderstw. Bo poza ofiarą z krakowskich plant, w czasie wydłużającej się podróży, pojawiają się kolejne ofiary. Dla śledczego Jedlinka stanowią świetną okazję do awansu, lecz z czasem sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Kolejne ofiary, które początkowo nie wykazują nic wspólnego z poprzednimi, zaczynają przerażać mieszkańców. Fakty oczywiste dla Jedlinka, dla Jana takie już nie są. Postanawia podjąć swoje śledztwo we współpracy ze swoim szkolnym przyjacielem Henrykiem i jego siostrą Weroniką. To oni jako medycy przeprowadzający sekcje zwłok, w dużym stopniu przyczynią się do postępów w śledztwie. Jednak czy uda im się odkryć co łączy wszystkie ofiary i kto jest mordercą?
Mimo, że zagadka kryminalna nie jest specjalnie wyszukana, ani skomplikowana, to jednak książka stanowi ucztę dla duszy. Brak tu tak naprawdę grozy, napięcia, jednak klimat jaki stworzyli autorzy godny jest uwagi. Tło obyczajowe XX wieku Krakowa, atmosfera tworzona przez krakowską bohemę, stroje, rozmowy, język, nastroje, to wszystko udało się autorom odtworzyć na łamach powieści. Powoduje to, że trudno oderwać się od lektury. Szczegółowe opisy wyglądu krakowskich zakątków i ich okolic z początków 1900 roku, emancypacja kobiet, techniki śledcze dalece odbiegające od współczesnych, mimo, że prymitywne, nadają charakter opowieści. Do tego rozwijające się miasto, powstające nowe zawody, miejsca spotkań wyższych sfer poszerzające się o nowe Teatry, Restauracje czy wystawy sztuki o czym skrzętnie piszą autorzy. Nie brakuje tu głosu konserwatywnych, zamkniętych osób, ale to przecież Weronika i Henryk edukowani w Paryżu, na Sorbonie stanowią nowy powiew. Powiew świeżości.
Książka, mimo, że nie należy do wybitnych, dla samego klimatu jest godna uwagi.