"Długi, wrześniowy weekend" to film, który wbrew temu, że został zaszufladkowany w kategorii dramat to sprawdza się jako kino sympatyczne oscylujące wokół szeroko pojętej miłości i nadziei na lepsze jutro. Podczas wyprawy do sklepu Adele (Kate Winslet) i jej syna Henryego ma miejsce coś kompletnie niespodziewanego, zostają ofiarami zbiega, który uciekł z więzienia a teraz bardzo potrzebuje schronienia. Adele nie mając wybory ukryła Franka (Josh Bralin) w swoim domu i powoli i nieoczekiwanie się z nim zaprzyjaźniła a nawet....zakochała. Okazuje się, że Frank to wbrew pozorom wrażliwy mężczyzna, który tak jak Adele oddałby wszystko za pełną, szczęśliwą rodzinę. Razem spędzają wiele godzin na rozmowach, nauce tańca, pieczeniu ciasta, pracach przydomowych. Paradoksalnie więzień stał się dla samotnej kobiety i jej syna tym kim nie mógł być ich prawdziwy mąż i ojciec. Tytuł filmu nawiązuje bezpośrednio do tych kilku dni jakie Frank spędził w domu Adele zanim został pojmany przez policję wyniku zbiegu okoliczności i o tym co działo się z nim oraz jego ukochaną przez następne lata. Film bardzo ciekawie pokazuje w jaki sposób nieoczekiwanie można się zakochać w osobie, z którą w początkowej fazie powiedzielibyśmy, że absolutnie nic nas nie łączy i łączyć przynajmniej teoretycznie nie może. Okazało się, że wystarczą dwa dni aby przekonać do siebie drugą stronę i zacząć planować wspólną przyszłość, gdyż trójka głównych bohaterów postanowiła zostawić za sobą przeszłość i wybrać się wspólnie do Kanady aby zacząć razem wszystko od nowa, w nowej najprawdopodobniej lepszej rzeczywistości. W filmie w reżyserii Jasona Reitmana podjęto się ciekawej koncepcji, która oprócz kilku wyjątków nie była przez kino szerzej podejmowana. Zatem warto zwrócić uwagę na obraz Retmana przy kolejnym wyborze filmu na parafrazując tytuł- długi letni weekend.