Film "Siedem Dusz" reż. Gabriele Muccino nie jest dla recenzenta dziełem łatwym do opisania. Chcąc napisać coś o jego treści należy zdecydować, którą podążyć ścieżką: uznać, że film to prowokacja religijna i tym samym narazić się na szum osób uważających inaczej, czy oznakować "Siedem dusz" filmem o dobroci drugiego człowieka i zostać okrzykniętym naiwniakiem. I chociaż osoba broniąca tezy, iż film ten jest religijną prowokacją miałaby znacznie mocniejsze argumenty(zbliżenia na krzyże, sam tytuł, wcześniejsze dzieła Muccino), dla mnie "Siedem Dusz" już od pierwszych minut był- i pozostanie, zbliżeniem na człowieka odczuwającego tak dogłębne wyrzuty sumienia, że w ostatecznym rachunku postanawia- dosłownie!- poświęcić samego siebie.
Nie jest ciężko się do tego filmu uprzedzić. W pierwszych minutach wszystko nas od niego odstrasza. Zazwyczaj roześmiany Will Smith, teraz z nieschodzącym z twarzy wyrazem bezgranicznej męki i utrapienia, przepełniony agresją główny bohater, który już w pierwszej scenie demoluje jadalnię i kpi z kaleki. Ale potem jest lepiej. O tak niewyobrażalną ilość lepiej, iż w końcowych scenach wypłakujemy oczy, a po skończonym pokazie wciąż wpatrujemy się w napisy końcowe, zastanawiając się czy oby nie odtworzyć "Siedem Dusz" ponownie. Bardzo dobro film, który nie zostawi tego śladu pozytywnego (nie)dosytu wyłączenie osobom wybitnie niewrażliwym. Gorąco polecam!